niedziela, 27 sierpnia 2017

[017] Teekanne: Pomarańcza


(kliknij żeby powiększyć)

Dzień dobry,

            Dzisiaj znowu Teekanne i znowu miłe zaskoczenie, bo sznurek nie był przyklejony do bibułki. Może ta sytuacja z pierwszego razu to wyjątek? Wygląda na to, że na razie pozostałe są w porządku, a gdy bibułka nie jest rozrywana sznurkiem, to nie przeszkadza mi nawet konieczność wyrwania sobie papierka z opakowania. Gdy nie pływają mi w kubku fusy, to skłonna jestem nawet uznać, że to ekologiczne rozwiązanie… ;)

            Herbata jest czarna i pomarańczowa jednocześnie – kolor czarny, smak pomarańczowy. Należy ją parzyć w stu stopniach przez osiem minut i tak właśnie zrobiłam. Po wyjęciu torebki z saszetki zapach był bardzo lekki, prawie niezauważalny, ale po zalaniu wodą pomarańcza aż buchnęła w twarz. Ta herbata nie pachnie jak sok pomarańczowy – bardziej jak gazowany napój pomarańczowy. Po wyjęciu torebki z kubka zauważyłam w niej sporo jasnych elementów – to chyba kawałki białej skórki. W poprzednich wariantach smakowych tego nie zauważyłam, ale skórka czerwonego jabłka i skórka czerwonego granatu może po prostu ukryły się pomiędzy brązowymi liśćmi herbaty – te tutaj widać wyraźnie. Fajnie, że są owoce a nie tylko aromat.

            Jeżeli chodzi o smak, to pomarańcze jadłam i bardzo lubię, zapach był bardzo zachęcający, więc oczekiwania smakowe miałam dość duże. Spełnione zostały chyba połowicznie – smak jest całkiem niezły, tyle że lekko gorzki i trochę zbyt kwaśny (znowu czuć kwasek cytrynowy – tym razem nie jest to aż takie złe, bo w końcu cytryna to też cytrus i jej smak pasuje do pomarańczy o wiele bardziej niż do jabłka czy granatu). Po poprzednim razie trochę się bałam dosypywać cukier, ale jednak dosypałam odrobinkę i gorycz zniknęła. Kwaśność została (pewnie żeby ją zniwelować musiałabym znowu wsypać więcej cukru, jak ostatnio), ale ponieważ w tym smaku nie przeszkadzała mi jakoś szczególnie, to nie robiłam tego. Skasowałam tylko gorycz, która przeszkadza mi zawsze.

            W knajpce, do której lubię zaglądać, podają zimą kufle (takie do piwa) pełne czarnej herbaty. A raczej herbatę zamiast w filiżance, to w półlitrowym kuflu. Dodatkowo w środku naczynia znajduje się nieduża nakładka (taka z dziurkami, jak do parzenia herbaty) wypełniona dżemem pomarańczowym. Mieszczą się w tej nakładce może dwie czubate łyżeczki tego dżemu, ale to wystarczy, żeby zdominować smak herbaty. Jestem dosyć zdziwiona, ale ta herbata smakuje bardzo podobnie do tamtej, a to w przypadku herbaty ekspresowej jest bardzo dużą zaletą. To zdecydowanie pozytywne zaskoczenie i najlepszy smakowy wariant z tych trzech, które do tej pory piłam.

Szukając ceny zauważyłam, że istnieje herbata o smaku szarlotki z karmelem od tej firmy, a ponieważ lubię i karmel i szarlotkę, i ponieważ ta firma zaczyna odzyskiwać moje zaufanie – uznałam, że chciałabym spróbować. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć ją gdzieś w sklepie, bo o ile latem wolę smaki owocowe, to zimą zdecydowanie wolę karmel, szarlotkę i piernik. Trzymajcie kciuki!


Podsumowując: raczej nie kupię ponownie.
Opakowanie: 3/10 – papierowe, bez oddzielnego kartonika ale ładne
Cena: 8/10 – 5.60, w pudełku jest 20 saszetek, czyli 28 gr za sztukę
Zapach: 8/10 – bardzo intensywny i ładny
Smak na ciepło: 7/10 – dobry, choć przebija się gorycz
Smak na zimno: 6/10 – gorycz jest odrobinę mocniej wyczuwalna


Ocena ogólna: 7/10


2 komentarze:

  1. Trochę mnie ominęło, ponadrabiam w wolnym czasie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie miałam sporo wolnego czasu, więc ostatnio piję jakąś herbatę co dzień :D

      Usuń