(kliknij żeby powiększyć)
Dzień dobry,
Dzisiaj
znowu Teekanne i znowu miłe zaskoczenie, bo sznurek nie był przyklejony do
bibułki. Może ta sytuacja z pierwszego razu to wyjątek? Wygląda na to, że na
razie pozostałe są w porządku, a gdy bibułka nie jest rozrywana sznurkiem, to
nie przeszkadza mi nawet konieczność wyrwania sobie papierka z opakowania. Gdy
nie pływają mi w kubku fusy, to skłonna jestem nawet uznać, że to ekologiczne
rozwiązanie… ;)
Herbata
jest czarna i pomarańczowa jednocześnie – kolor czarny, smak pomarańczowy.
Należy ją parzyć w stu stopniach przez osiem minut i tak właśnie zrobiłam. Po
wyjęciu torebki z saszetki zapach był bardzo lekki, prawie niezauważalny, ale
po zalaniu wodą pomarańcza aż buchnęła w twarz. Ta herbata nie pachnie jak sok
pomarańczowy – bardziej jak gazowany napój pomarańczowy. Po wyjęciu torebki z
kubka zauważyłam w niej sporo jasnych elementów – to chyba kawałki białej
skórki. W poprzednich wariantach smakowych tego nie zauważyłam, ale skórka
czerwonego jabłka i skórka czerwonego granatu może po prostu ukryły się
pomiędzy brązowymi liśćmi herbaty – te tutaj widać wyraźnie. Fajnie, że są
owoce a nie tylko aromat.
Jeżeli
chodzi o smak, to pomarańcze jadłam i bardzo lubię, zapach był bardzo
zachęcający, więc oczekiwania smakowe miałam dość duże. Spełnione zostały chyba
połowicznie – smak jest całkiem niezły, tyle że lekko gorzki i trochę zbyt
kwaśny (znowu czuć kwasek cytrynowy – tym razem nie jest to aż takie złe, bo w
końcu cytryna to też cytrus i jej smak pasuje do pomarańczy o wiele bardziej
niż do jabłka czy granatu). Po poprzednim razie trochę się bałam dosypywać
cukier, ale jednak dosypałam odrobinkę i gorycz zniknęła. Kwaśność została
(pewnie żeby ją zniwelować musiałabym znowu wsypać więcej cukru, jak ostatnio),
ale ponieważ w tym smaku nie przeszkadzała mi jakoś szczególnie, to nie robiłam
tego. Skasowałam tylko gorycz, która przeszkadza mi zawsze.
W
knajpce, do której lubię zaglądać, podają zimą kufle (takie do piwa) pełne
czarnej herbaty. A raczej herbatę zamiast w filiżance, to w półlitrowym kuflu. Dodatkowo
w środku naczynia znajduje się nieduża nakładka (taka z dziurkami, jak do
parzenia herbaty) wypełniona dżemem pomarańczowym. Mieszczą się w tej nakładce
może dwie czubate łyżeczki tego dżemu, ale to wystarczy, żeby zdominować smak
herbaty. Jestem dosyć zdziwiona, ale ta herbata smakuje bardzo podobnie do
tamtej, a to w przypadku herbaty ekspresowej jest bardzo dużą zaletą. To
zdecydowanie pozytywne zaskoczenie i najlepszy smakowy wariant z tych trzech,
które do tej pory piłam.
Szukając ceny
zauważyłam, że istnieje herbata o smaku szarlotki z karmelem od tej firmy, a
ponieważ lubię i karmel i szarlotkę, i ponieważ ta firma zaczyna odzyskiwać
moje zaufanie – uznałam, że chciałabym spróbować. Mam nadzieję, że uda mi się
znaleźć ją gdzieś w sklepie, bo o ile latem wolę smaki owocowe, to zimą
zdecydowanie wolę karmel, szarlotkę i piernik. Trzymajcie kciuki!
Podsumowując: raczej
nie kupię ponownie.
Opakowanie:
3/10
– papierowe, bez oddzielnego kartonika ale ładne
Cena: 8/10 – 5.60, w pudełku
jest 20 saszetek, czyli 28 gr za sztukę
Zapach:
8/10 –
bardzo intensywny i ładny
Smak
na ciepło: 7/10
– dobry, choć przebija się gorycz
Smak
na zimno: 6/10 –
gorycz jest odrobinę mocniej wyczuwalna
Ocena
ogólna: 7/10
Trochę mnie ominęło, ponadrabiam w wolnym czasie. :D
OdpowiedzUsuńJa właśnie miałam sporo wolnego czasu, więc ostatnio piję jakąś herbatę co dzień :D
Usuń