(kliknij żeby powiększyć)
Dzień dobry!
Dzisiaj
przez cały dzień robiłam przetwory na zimę – uwielbiam to zajęcie. To moja
ulubiona część każdego lata. Ostatnie butelki soku pomidorowego się
pasteryzują, kuchnia znowu lśni czystością, więc czas na herbatę, po którą
ostatnio sięgam częściej niż kiedykolwiek.
Dzisiaj
padło na piramidkę Lipton, która przyszła do mnie pocztą (dziękuję!). Nie było
oryginalnej saszetki ani innego opakowania, ale na dołączonej karteczce
znalazłam informację, że to zielona herbata o smaku truskawkowej babeczki.
Brzmiało zachęcająco, poza tym bałam się o jej smak, bo czeka na swoją kolej
już jakiś czas, więc dzisiaj wreszcie wrzuciłam ją do kubka i zalałam
wrzątkiem. No właśnie – nie było żadnej informacji o tym ile należy parzyć tę
torebkę i jak gorącą wodą należy ją zalać, więc zalałam wrzątkiem i trzymałam w
kubku przez pięć minut. Jeśli ktoś ma tę herbatę w domu, to dajcie mi znać, czy
udało mi się trafić w czas i temperaturę podaną na opakowaniu.
Gdy
szukałam ceny tej herbaty, to zauważyłam, że z tej samej serii jest jeszcze
herbata o smaku jagodowej babeczki oraz herbata o smaku wanilii z karmelem.
Jeżeli ktoś takie ma, to niech się odezwie – chętnie je wymienię na coś z moich
zbiorów! :)
A
teraz przejdźmy do najkrótszej, ale najważniejszej części tej notki, czyli do
recenzji.
Herbata
przed zalaniem wodą pachniała bardzo ładnie, ale jak lody truskawkowe, albo te
biało-różowe cukierki śmietankowo-truskawkowe do ssania. Po zalaniu wodą zapach
zrobił się trochę mdły, ale wciąż rozpoznawalny.
Nie wiem czy to wina
mojego nieumiejętnego parzenia na wyczucie czy wina herbaty, ale była w smaku
potwornie gorzka i w dodatku z posmakiem gumy do żucia. Nie krępowałam się
jednak i dosypałam całą łyżeczkę cukru. Gorycz zniknęła, posmak gumy do żucia
zniknął, główny smak truskawek z dodatkami został, więc nie jest źle.
Najbardziej nie lubię w herbatach tego, że właśnie albo są okropnie gorzkie,
albo gdy dosypie się cukru – okropnie słodkie. Ta ma cechę, którą lubię, czyli
po dosypaniu cukru nie zrobiła się słodka. Smak cukru nie przysłonił smaku
truskawkowej babeczki – sprawił tylko, że zniknęła gorycz. Za to duży plus.
Trochę jestem
zaskoczona (pozytywnie!), bo mimo, że torebka leżała kilka tygodni w papierowym
opakowaniu ręcznej roboty (ślicznym – ponownie dziękuję!) to nie wywietrzał ani
zapach, ani smak. Obawiałam się, że nic z niego nie zostanie, albo że ta
herbata przejęła wszystko od czekoladowej herbaty, którą też dostałam bez
opakowania, a która nawet po owinięciu przeze mnie w folię nadal mocno pachnie,
a nic takiego się nie stało.
Jeśli pozostałe dwie
z tej serii są tak samo dobre, to chyba poważnie pomyślę o kupieniu Liptona dla
gości. To już druga ich herbata, którą piłam i obie były bardzo dobre.
Poprzednia miała tę zaletę że nie była gorzka, więc nie trzeba jej było
słodzić. Tę niestety posłodzić musiałam, ale mimo to smak pozostał.
Mam słabość do
ładnie wyglądających rzeczy. Lubię na nie patrzeć i ich używać – jedzenie z
ładnego talerza i herbata z ładnego kubka smakują mi bardziej, niż to samo podane
na przykład na białej porcelanie. Mam też bardzo dużą słabość do słojów
ozdobnych. Trzymam w nich ładne makarony (penne, farfalle i fusilli), kawę w
ziarnach i parę innych rzeczy. Ta herbata w piramidkach doskonale nadaje się do
kolejnego słoja ozdobnego, bo mimo, że nie ma szczelnych saszetek, to ma szanse
przetrwać bez nich dłuższy czas bez straty smaku albo zapachu – w słoiku z
uszczelką szanse są naprawdę duże, a ponieważ kształt jest ładny, kartonik też –
mogą się stać również częścią dekoracji.
Podsumowując: raczej
kupię ponownie.
Opakowanie:
3/10
– pudełko z torebkami leżącymi luzem, czyli bez saszetek
Cena: 8/10 – 6.99, w pudełku
jest 25 saszetek, czyli 28 gr za sztukę
Zapach:
7/10 –
ładny, ale tylko częściowo zgodny z zapowiedzią
Smak
na ciepło: 7/10
– dobry, ale dopiero po posłodzeniu
Smak
na zimno: 6/10 –
po wystygnięciu przebija się odrobina goryczy
Ocena
ogólna: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz