niedziela, 13 sierpnia 2017

[008] Malwa: Imbir


(kliknij żeby powiększyć)


Dobry wieczór!

            Chyba powoli zaczynają się długie, jesienne, chłodne i herbaciano-kakaowo-filmowe wieczory. Na dworze osiemnaście stopni, a mnie trochę boli żołądek, więc dzisiaj sięgnęłam po zieloną herbatę z dodatkiem imbiru. Nie przepadam za imbirem – korzenia nie dodaję ani do herbaty, ani do wody, nie używam też syropu z imbiru. Niewielkie ilości korzenia toleruję tylko w jednej azjatyckiej potrawie i to pewnie dlatego, że poza nim jest mnóstwo składników, które sprawiają, że prawie go nie czuć.

To się nie zapowiada zbyt dobrze, ale dzisiaj chciałam, żeby to była zielona herbata. Wybór padł na Malwę, bo mają prawie najgorsze opakowania ze wszystkich herbat, które posiadam. Gorsze od nieszczelnego papieru są tylko torebki, które w ogóle nie mają swoich saszetek. Postaram się więc najpierw przetestować to, co ma największe szanse na wywietrzenie, żeby do tego nie dopuścić.

            Ta zielona herbata to pierwsza, której nie parzy się w stu stopniach. Tę torebkę trzeba zalać wodą o temperaturze dziewięćdziesięciu stopni i trzymać w niej od dwóch do trzech minut. Czyli ta jak na razie wymaga najmniejszej obróbki termicznej. Duży plus za to, że na opakowaniu jest wypisany skład (i to całkiem niezły skład, z tego co widzę).

            W smaku herbata niestety nie jest dobra. W składzie są wypisane aromaty (nie jest sprecyzowane czy są sztuczne, czy naturalne, ale myślę, że gdyby były naturalne, to by to pewnie odnotowano). Gdy piłam tę herbatę to czułam się tak, jakbym piła wodę z perfumami. Na szczęście imbir (czy też perfumy) nie piecze w język tak jak korzeń, albo jak sok, ale to tylko sprawia, że herbaty nie określam jako okropnej, tylko po prostu jako niesmaczną.

            Dla mnie zaletą jest, że nie czuć imbiru, bo go nie lubię, no ale jednak w ocenie trzeba to uwzględnić, bo herbata imbirowa powinna smakować imbirem. Ta w zasadzie nie smakuje niczym oprócz sztucznych perfum. Smak się odrobinę poprawia, gdy herbata wystygnie – im chłodniejsza jest, tym mniej czuć w smaku perfumy. Imbiru nie czuć ani na ciepło ani na zimno. Ogólnie raczej nie polecam.



Podsumowując: raczej nie kupię ponownie.
Opakowanie: 5/10 – saszetka papierowa, ale z instrukcją i składem po polsku
Cena: 8/10 – 5.95, w pudełku jest 20 saszetek, czyli 30 gr za sztukę
Zapach: 7/10 – delikatny, ale świeży i lekko kwaśny
Smak na ciepło: 4/10 – czuć perfumy
Smak na zimno: 5/10 – prawie nie czuć perfum, ale imbiru też nie


Ocena ogólna: 5/10




2 komentarze:

  1. Każdą zieloną herbatę powinno się parzyć w niższych temperaturach, jak na jakiejś jest napisane inaczej, to nie jest to prawdziwa zielona. Podobnie z białą.
    Imbiru nie lubię, chyba że to jeden z kilku składników i nie wybija się za bardzo (czyli, gdy w ogóle go nie czuć, więc wychodzi na to samo). Fuj, fuj, nie.
    O, mówiłam, że w końcu i do Ciebie dojdą chłody! A może też w końcu przesyłka doszła? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się stosuję do zaleceń, które widzę na opakowaniu - jeśli jest napisane wyraźnie, że w należy parzyć w stu stopniach, to zalewam wrzątkiem. Poza tym skoro napisali, że to zielona to też wierzę, bo nawet gdybym nie wierzyła, to nie mam jak sprawdzić zawartości bibułki... :)
      Chłody dotarły ale tylko wieczorno-nocne. W dzień nadal pali słońce, ale już nie tak bardzo. Dzisiaj o siódmej było 7 stopni, w południe były 33 stopnie a o 14 już 23. Teraz jest znowu około siedmiu - fala upałów chyba przeminęła... :)
      Wypadło mi dzisiaj coś do załatwienia, więc nie pojechałam na pocztę, ale w środę zajrzę, gdy będę wracać z rozmowy o pracę, bo po niej nie mam żadnych planów :)

      Usuń