poniedziałek, 22 stycznia 2018

[047] Bifix: Miód + imbir


(kliknij żeby powiększyć)

Dobry wieczór,

            Jeszcze trzy recenzje i konkurs, którego zasady i nagrody są już przygotowane. Nie mogę się doczekać…!

            Nasypało dzisiaj dużo śniegu, więc siedzę i marznę, a ponieważ dodatkowo też się nudzę, to zrobiłam to co zawsze, gdy myślę o blogu – herbatę ;)

            Wybór padł na miodowo-imbirową firmy Bifix, głównie dlatego, że miałam ochotę na coś pomarańczowego, a że pomarańcze są nadrukowane na torebkę, to uznałam, że będzie ona dobrym wyborem. Zwłaszcza, że zawiera też rozgrzewający imbir (za którym nie przepadam) i miód, który może pomoże na moje bolące gardło. Pomarańczy jest zresztą więcej w składzie niż miodu albo imbiru, także należy jej się chyba udział w tagach.

            Torebkę należało zalać wrzątkiem i trzymać w nim od trzech do pięciu minut – ja trzymałam pięć.
Herbata pachniała dość kiepsko, gdy wyjęłam ją z saszetki – przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie jest przypadkiem przeterminowała, bo pachniała stęchlizną. Przeterminowana nie była, więc zaryzykowałam.

            Po zaparzeniu stęchlizna nie jest wyczuwalna, czuć za to lekko kardamon, którego nie ma w składzie. Może więc dodano tylko aromat – trudno powiedzieć. Generalnie rzecz biorąc – zapach nie jest jakiś bardzo miły, bo czuć tylko kardamon (którego – podkreślam – nie ma w składzie), który jest dosyć drażniący. Plus (dla mnie) jest taki, że nie czuć imbiru, za którym nie przepadam, choć chyba powinien być, skoro to herbata imbirowa, prawda?

            W smaku napar jest kwaskowy, chyba tak jak zazwyczaj raczej nie czuję cytryny tylko kwasek cytrynowy. Zauważyłam, że im herbata chłodniejsza (ewentualnie im więcej się jej wypiło), tym kwaśniejsza jest i – o dziwo – tym razem posłodzenie nie pomogło, bo po dosypaniu sporej łyżeczki cukru czuć było słodycz, po której przychodziła kwaśność. Dziwne i chyba niezbyt fajne. Jeśli chodzi o imbir, to znowu jest tak jak przy okazji wspominania o zapachu – w smaku imbiru nie czuć, ale czuć lekkie rozgrzewanie. Nie wiem czy to za sprawą temperatury napoju czy jednak tego okropnego korzenia, ale możemy założyć, że to drugie, bo herbatę zwykle piję dopiero wtedy, gdy trochę przestygnie i nie parzy przełyku.

            Ogólnie nie jest to jakiś fenomenalny smak, choć żeby był najgorszy to też nie można powiedzieć. Najlepszym określeniem chyba byłoby stwierdzenie, że jest przeciętny. Herbatę można dopić, gdy się ją już zaparzyło (i lepiej to zrobić, bo duszący zapach kardamonu nie słabnie), ale żeby specjalnie do niej wracać, to raczej nie. Przynajmniej ja nie zamierzam.
             
Podsumowując: raczej nie kupię ponownie.
Opakowanie: 8/10 – foliowe, zgrzane, szczelne
Cena: 7/10 – 5.34, w pudełku jest 20 saszetek, czyli 27 gr za sztukę
Zapach: 5/10 – intensywny, ale niezgodny z opisem
Smak na ciepło: 5/10 – głównie kwaśny
Smak na zimno: 5/10 – bez zmian


Ocena ogólna: 5/10

2 komentarze:

  1. Gdybym zobaczyła ją w sklepie, to pewnie bym się na nią skusiła, bo lubię i miód, i imbir. Ale po Twojej recenzji raczej nie kupię. Nie czuć imbiru, kwaśna w smaku i pachnie kardamonem, więc zdecydowanie nie jest dla mnie.
    Pozdrawiam,
    -M

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, cześć Marionetko! Dawno Cię nie widziałam w blogosferze! Jak lubisz to polecam syrop imbirowy do herbaty - mam taki z tartego imbiru, który jest bardziej imbirowy niż pierwowzór :D

      Usuń